poniedziałek, 7 grudnia 2009

SPANISH OPEN 2009 - SALOU, HISZPANIA

W Polsce mroźno, temperatura dochodzi do -20ºC, w Barcelonie (w której lądujemy) około 15ºC - oczywiście na plusie :) Na lotnisku wypożyczamy auto i pędzimy do centrum tego pięknego miasta. Jeszcze tylko 30 minutowe poszukiwania miejsca parkingowego, wtaszczenie walizek na 3 piętro (zepsuta winda w hotelu), na prawdę 'błyskawiczna' kolacja czyli zupka chińska i jesteśmy gotowi na zwiedzanie. Właściwie jest już późna noc, ale idziemy... CARPE DIEM... Horacy wiedział co pisze...Barcelona była piękna o zmroku.

Poniżej krótki filmik (pół żartem pół serio :) ) z naszej nocnej eskapady. W roli głównej Kris jako DYREKTOR WYCIECZKI i Katerina - OPERATOR KAMERY.




W świetle dziennym miasto wyglądało inaczej, tętniło życiem, przyciągało, inspirowało...

Po południu jedziemy do Salou - ślicznej nadmorskiej miejscowości (turystyczne centrum Katalonii), gdzie rozgrywany jest turniej. Tutaj też jest problem z zaparkowaniem auta...

ZAPISAĆ, ZAPAMIĘTAĆ, ROZWAŻYĆ - następnym razem wypożyczamy dwa skutery... :)

Podobno im więcej przygód po drodze tym lepszy turniej...co się zatem wydarzyło? Godzinę przed turniejem zorientowaliśmy się, że mamy zły program i że za chwilę zaczynamy tańczyć. Na salę dotarliśmy 20 minut przed rozpoczęciem...i usłyszeliśmy, że listy startowe są zamknięte!!! Przelecieć 2 tysiące kilometrów i nie wziąć udziału w turnieju? NIGDY W ŻYCIU !!!!! Rozmowa z chairmanem (sędzią głównym), a raczej błagalna prośba o dopisanie do listy i pozwolenie startu, chwila stresu i wchodzimy na parkiet (Uff). W klasyfikacji końcowej 6 miejsce :)

Fotki z Barcelony i Salou w albumie poniżej :)))

SPANISH OPEN (Hiszpania, 2009)